W historii zawodowego wrestlingu pojawiło się już kilka mocno przerysowanych postaci. Pierwszą taką gwiazdą był Hulk Hogan, którego „Hulkamania” zawojowała federację World Wrestling Federation między 1984 a mniej więcej 1992 rokiem. To przede wszystkim z jego pomocą właściciel federacji WWE Vince McMahon zmienił świat wrestlingu, przeistaczając regionalną organizację, której zawody początkowo odbywały się w zadymionych lokalnych barach i klubach weteranów, w globalną korporację sportowo-rozrywkową. WWF nagle było wszędzie: na antenie MTV, w ogólnokrajowej telewizji, w dostępnym na całym świecie systemie pay-per-view, w grach wideo, w przemyśle zabawkowym, a nawet w lodziarniach.
Po skandalu ze sterydami i odejściu największej gwiazdy w pierwszej połowie lat 90. firma nieco podupadła, a wrestling stracił na popularności. Trwało to jednak tylko do momentu pojawienia się następnej gwiazdy. W połowie lat 90. „Stone Cold” Steve Austin – pokazujący środkowy palec, pijący piwo i rzucający przekleństwami na lewo i prawo – zapoczątkował okres znany jako „Attitude Era”. Mniej więcej w tym samym czasie narodziła się kolejna gwiazda i być może najbardziej charyzmatyczny wrestler wszechczasów – Dwayne „The Rock” Johnson, który od tamtej pory zdobył dodatkowo status gwiazdy w Hollywood. Dzięki tym dwóm gwiazdorom wrestling osiągnął rekordową oglądalność w telewizji pod koniec lat 90. i na początku nowego tysiąclecia.
W 2001 r. na skutek błędnych decyzji zarządu federacji WCW i jej wykupienia przez federację WWE zakończyła się rywalizacja obu organizacji znana jako „Monday Night Wars”. Vince McMahon wygrał tę rywalizację, a jego firma zaczęła niepodzielnie rządzić światem wrestlingu. Jednak w 2003 r. The Rock i Stone Cold złożyli wypowiedzenia i McMahon nie miał już żadnej wielkiej gwiazdy pod ręką. Oczywiście w federacji zawsze walczyło wielu dobrych i bardzo dobrych wrestlerów, w tym Triple H, Kurt Angle, Shawn Michaels, The Undertaker i Ric Flair, ale żaden z nich nie był w stanie zrobić takiego show, jak wyżej wymieniona dwójka.
W 2005 r. swoje pierwsze mistrzostwo WWE wywalczył John Cena, który stał się nową wizytówką firmy. Po dziewięciu latach jest już 11-krotnym mistrzem WWE i 3-krotnym mistrzem świata w wadze ciężkiej, ale bez względu na liczbę wygrywanych tytułów Cena nigdy nie zdobędzie tak dużej popularności, jak Hogan, Austin czy The Rock.
Wrestling od blisko 10 lat jest w stanie pewnego zawieszenia. Mówi się, że popularność wrestlingu jest cykliczna i odnotowuje naprzemiennie zwyżki i spadki, ale bieżący okres stagnacji w tej dyscyplinie trwa już dość długo. W związku z brakiem supergwiazdy, która przyciągnęłaby wielu nowych fanów, a także brakiem konkurencji wynikającej z monopolu federacji WWE, wrestling stał się dość monotonny, wręcz jałowy, zwłaszcza odkąd dostosowano go dla widzów z niższych kategorii wiekowych.
Na horyzoncie pojawił się jednak ktoś nowy, kto zdaje się nie być typowym gwiazdorem WWE i kto w tych niełatwych czasach zdobył niespotykaną popularność. Nie ma 2 metrów wzrostu i nie waży 120 kilogramów. Nie jest kulturystą ani twardzielem, za to ma… brodę. Mowa o Danielu Bryanie, który stał się najpopularniejszym wrestlerem ostatnich lat. Jego zaraźliwe okrzyki „YES” wyszły już poza świat wrestlingu i zaczęły pojawiać się w głównym nurcie kultury, w innych dyscyplinach sportu, w programach telewizyjnych, a nawet w polityce.
http://www.youtube.com/watch?v=m0ttEbPycDs
http://www.youtube.com/watch?v=PXST0OfaWKw
W zeszłym miesiącu do amerykańskiego Białego Domu wpłynęła petycja ze 100 tysiącami podpisów, której autorzy domagali się, aby Bryan wystąpił w walce wieczoru podczas gali WrestleMania.
http://whatculture.com/wwe/wwe-daniel-bryan-white-house-petition-pulled-after-100000-signatures.php
Petycja została oczywiście odrzucona, ale wiele mówi o popularności Bryana. Wkrótce potem drużyna Seattle Seahawks, która wygrała tegoroczne Super Bowl, oddała cześć Bryanowi na swoim oficjalnym Twitterze.
http://www.wrestlezone.com/news/450305-daniel-bryan-seahawks-win
Nie mogę więc pojąć, dlaczego WWE z tak małym zaangażowaniem promuje swoją największą gwiazdę. W przypadku Hogana Vince McMahon przygotował plan i skutecznie go wdrożył. Fani kupili to, co im zaoferował, a jego ideały związane z treningiem, modlitwą, witaminami i patriotyzmem idealnie wpisały się w nastroje tamtych czasów. W przypadku Austina federacja WWE była na tyle mądra, by dostrzec, że czasy się zmieniają i fani nie chcą już jasnego podziału swoich bohaterów na tych dobrych i tych złych. Federacja WWE stanęła po stronie typowego mieszkańca wsi z południa Stanów Zjednoczonych, który żłopie piwo i nienawidzi swojego szefa, w związku z czym promowała Austina tak bardzo, jak tylko się dało. Mądrym posunięciem włodarzy federacji było zrobienie tego samego wobec Rocka.
W przypadku Daniela Bryana wydaje się jednak, że federacja WWE nie chce udzielić mu pełnego wsparcia, jak to było z Austinem i Rockiem. Fani wybrali swojego ulubionego wrestlera i żądają dla niego poparcia ze strony WWE, ale ono wciąż nie nadchodzi. W jednym ze swoich ostatnich podcastów sam Steve Austin stwierdził:
„Gdy pojawia się nowa gwiazda, ma przed sobą pewną szansę, ale jeśli ludzie z federacji WWE nie wykonają w najbliższej przyszłości jakiegoś ruchu, nie wykorzystają maksymalnie tego potencjału na gali WrestleMania i nie dadzą temu chłopakowi okazji do wykazania się, to ta szansa powoli ucieknie”.
Kontrowersje wokół Daniela Bryana zaczęły się w dużej mierze podczas styczniowej gali Royal Rumble, ponieważ fani chcieli zobaczyć Bryana jako uczestnika tej 30-osobowej walki, ale się go nie doczekali. Gdy jako 30. uczestnik pojawił się Rey Mysterio, pojawiły się tak głośne okrzyki niezadowolenia, jakby widownia chciała go wręcz wyrzucić z budynku. Fani Daniela Bryana byli wściekli i stało się jasne, że ich bohater nie weźmie udziału w tej potyczce i w efekcie nie wystąpi też w walce wieczoru na gali WrestleMania. Zwycięzcą Royal Rumble został Batista, z którego wielkiego, triumfalnego powrotu na ring nic nie wyszło. Zamiast wiwatów usłyszał głośne buczenie, które później zastąpiły okrzyki na cześć Bryana.
Federacja WWE stanęła między młotem i kowadłem. Nie udzieliła wsparcia Danielowi Bryanowi od samego początku, a teraz jest za późno, ponieważ fani stracili już do niej cierpliwość. Co należałoby więc zrobić? Czy federacja ma zrobić to, czego oczekują i żądają fani, a więc zaprosić Daniela Bryana do walki wieczoru na gali WrestleMania, gdzie miałby wygrać mistrzostwo, czy też NIE powinna tego robić, bo byłoby to zbyt przewidywalne?
Czy Daniel Bryan to następna supergwiazda, która powtórzy sukces Hogana, Austina i Rocka? Jeśli decydenci WWE nie dadzą mu należytej szansy, być może nigdy się tego nie dowiemy. Patrząc na stan, w jakim obecnie znajduje się wrestling, nie rozumiem, dlaczego federacja WWE nie miałaby zainwestować jak najwięcej w tego chłopaka i pomóc mu wspiąć się na te szczyty. Powiedzmy sobie szczerze: fani WWE mają już dość Johna Ceny i Randy’ego Ortona. Moim zdaniem szansę wykazania się powinni dostać młodsi wrestlerzy. Cena i Orton od dawna ciągną tę firmę i choć świetnie się spisali, to fani przemówili i nadszedł czas, aby zawodnicy, tacy jak Daniel Bryan, CM Punk czy Dolf Ziggler, dostali szansę powalczenia o tytuł gwiazdora numer 1. A nawet jeśli się to nie powiedzie, to przecież Cena nigdzie się nie wybiera.
- Daniel Austin