FightBox on Facebook
English (United Kingdom)Polish (Poland)Czech (Čeština)

Sierpień 2014 – Intensywne 2 tygodnie

Tyle się ostatnio działo w świecie sportów walki, że przez pierwsze dwa tygodnie sierpnia zdążyłem być trenerem, komentatorem, organizatorem walk, wrestlerem, promotorem, fanem, mentorem, psychologiem, turystą, zombie, ulicznym włóczęgą i milionem innych osób. Spałem przez kilka nocy na podłodze, zostałem wyrzucony z klubu, wyleciałem z ringu, dostałem pięścią między nogi i na dodatek przemierzyłem więcej kilometrów w ciągu jednej doby niż jakikolwiek człowiek kiedykolwiek powinien.

5. doroczny, intensywny letni kurs szkoleniowy federacji DDW

 

Każdego roku z niecierpliwością czekam na te dwa tygodnie lata, podczas których młode talenty przybywają do Rzeszowa, aby spróbować swoich sił w zawodowym wrestlingu. Tegoroczny kurs był zupełnie inny od poprzednich, ponieważ można było odnieść wrażenie, że znaczna większość uczestników brała już udział w co najmniej jednej jego edycji.

 

Szczególnie w mojej pamięci zapisał się drugi dzień kursu, któremu nadano nazwę „cztery kręgi piekielne”. To wtedy właśnie można było zobaczyć, kto już jest mężczyzną, a kto jeszcze chłopcem. Uczestnicy musieli się zmierzyć w czterech konkurencjach: bitwie na chopy, biegu wahadłowym na czas, konkursie przysiadów hinduskich i turnieju shootfightingu.

 

Wyjaśnienie dla nieobeznanych z terminologią wrestlingową – chop jest to cios wykonywany otwartą dłonią w klatkę piersiową. Chociaż nie wyglądam jak typowy wrestler federacji WWE, znam techniki, dzięki którym potrafiłbym wykonywać chopy mocniej niż większość z nich. Bitwa na chopy polega na tym, że dwóch rywali na zmianę zadaje sobie te ciosy, dopóki jeden z nich się nie podda. Zwycięzca przechodzi do następnej rundy, w której ponownie musi tak walczyć. W tym roku poczułem, że chcę się sprawdzić, i w efekcie wygrałem ten turniej, pokonując czterech z pięciu rywali.

 

 

[one of my victims]

 

Od zawsze moim ulubionym aspektem federacji DDW jest jej szkoła. To od początku jest dział firmy, który daje największą satysfakcję i osiąga największe sukcesy. Wciąż nie mogę uwierzyć, jak bardzo się to wszystko rozrosło od czasu pierwszego letniego kursu w 2009 roku, w którym wzięły udział zaledwie cztery osoby. Duże wrażenie zrobili na mnie również tegoroczni debiutanci.

 

 

[DDW Wrestling School - class of 2014]

 

Pokaz Adeptów i FEN 4

 

Po dwóch tygodniach intensywnych treningów wykonywanych codziennie przez sześć godzin (dwie grupy po trzy godziny) musiałem się szybko pożegnać i ruszać do Sopotu na galę Fight Exclusive Night 4. Nie mogę powiedzieć, żeby to była krótka podróż, ponieważ po zakończeniu ostatniego dnia treningów wsiadłem w autobus z Rzeszowa do Warszawy o 3:00 w nocy z piątku na sobotę i dotarłem na warszawski Port Lotniczy im. Fryderyka Chopina trzy godziny przed odlotem do Sopotu. Gdy wylądowałem w Sopocie miałem chwilę czasu na szybki posiłek, po którym udałem się bezpośrednio do hali, aby przygotować się na wieczorną galę.

 

[Bird's eye view of Gdańsk and the Baltic Sea]

 

Byłem lekko zdziwiony, gdy zobaczyłem ring, ponieważ zostały z niego usunięte dwie dolne liny, a w ich miejsce wstawiono klatkę. W ten oto sposób powstała konstrukcja będąca w połowie klatką, a w połowie ringiem. Bardzo mi się podoba ten pomysł, zwłaszcza że gale FEN zawsze łączą MMA z kickboxingiem. Tak przygotowana klatka zdaje się być lepsza z punktu widzenia zawodników MMA, a jednocześnie nie powinna zbytnio przeszkadzać kickboxerom.

 

 

[Not too far from the truth]

 

Walką wieczoru było dla mnie starcie Mory z Wlazłym. Mora oberwał tak, że z nosa i głowy leciała mu krew, ale mimo tego napierał nieustannie, pokazał charakter i ostatecznie wygrał. Tymoteusz Świątek i Pavel Svoboda również świetnie się spisali i włożyli w walkę dużo serca. Byłem przekonany, że Svoboda nawet nie wyjdzie z narożnika na ostatnią rundę, ponieważ ledwo już trzymał się na nogach, ale spiął się i walczył jak mistrz. Niestety dla niego dał się złapać na duszenie zza pleców i choć normalnie pewnie by się z niego wywinął, to był już tak zmęczony, że musiał się poddać.

 

[Tymoteusz Świątek is victorious]

 

Tymczasem w Rzeszowie ekipa DDW zorganizowała Pokaz Adeptów w Klubie Pod Palmą. Widziałem część nagrań i byłem pod wrażeniem, szczególnie jeśli chodzi o walkę Mateusza “Typowego” Kowalskiego z Kaszubem. Z pewnością jeszcze o tych chłopakach usłyszymy podczas kolejnych imprez federacji DDW.

 

Zabawa się rozkręca…

 

Koniec gali FEN był dla mnie dopiero początkiem wydarzeń. Po gali chciałem wziąć udział w oficjalnym afterparty w miejscu o nazwie Unique Club & Lounge, ale odmówiono mi wstępu, ponieważ moje obuwie nie spełniało wymagań klubu. Wygląda na to, że bycie komentatorem międzynarodowej transmisji z gali FEN na kanale FightBox HD – w dodatku ubranym w garnitur – to za mało, żeby wejść do tego klubu... Żeby pokazać temu głąbowi przy drzwiach swoją klasę, szybko opuściłem to miejsce, poszedłem na frytki do najbliższej kebabowni, a następnie pojechałem na lotnisko, gdzie przespałem się kilka godzin na podłodze w oczekiwaniu na samolot powrotny do Warszawy.

Po szybkim locie o 5:00 rano do Warszawy myślałem, że będę miał co najmniej 4-5 godzin na sen w autobusie do Rzeszowa. MYLIŁEM SIĘ. Akurat tego poranka tym autobusem jechała na jakąś wycieczkę grupa 8-10 wyjątkowo irytujących 13-15-latków, którzy siedząc tuż przede mną, rzucali w siebie jedzeniem, śpiewali głupkowate popowe kawałki i bardzo głośno grali w gry na telefonach komórkowych.

Tymczasem w Rzeszowie ekipa DDW zorganizowała Pokaz Adeptów w Klubie Pod Palmą. Widziałem część nagrań i byłem pod wrażeniem, szczególnie jeśli chodzi o walkę Mateusza “Typowego” Kowalskiego z Kaszubem. Z pewnością jeszcze o tych chłopakach usłyszymy podczas kolejnych imprez federacji DDW.

 

All or Nothing II

 

Dotarłem do Klubu Pod Palmą zgodnie z planem około 14:30 i miałem dokładnie trzy godziny na szybkie przygotowanie się do jednej z najważniejszych imprez w historii federacji DDW. Adrenalina to cudowna rzecz i pozwoliła mi złapać drugi oddech, którego tak bardzo potrzebowałem.

 

Ponownie muszę złożyć wyrazy uznania na ręce ekipy DDW, która podjęła wyzwanie i świetnie się spisała pod moją nieobecność. Bez nich gala All or Nothing z pewnością nie byłaby „wszystkim”, lecz „niczym”. Wszystko przebiegło BARDZO sprawnie. Występy niektórych moich uczniów bardzo mnie zaskoczyły, zwłaszcza Kamila Aleksandra, który tego wieczoru rozegrał trzy walki i został drugim w historii międzynarodowym mistrzem federacji DDW.

 

[Kamil Aleksander - new DDW International Champion - photo by Stanisław Pałys]

 

 

Chyba nikt w federacji DDW nie zasługuje na ten tytuł tak, jak on. Kamil był jednym ze wspomnianych czterech uczestników pierwszej edycji szkoły wrestlingu DDW w 2009 r. i włożył w przygotowania więcej czasu i pracy niż ktokolwiek inny. W ciągu tych pięciu ostatnich lat na własne oczy widziałem, jak Kamil przeistacza się z małego, chudego 19-letniego chłopaka w prawdziwego mężczyznę. Reprezentuje sobą wszystkie wartości federacji DDW: ciężką pracę, poświęcenie, szacunek, zaufanie i ducha walki.

 

Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie również liczba osób na widowni. Szczerze mówiąc, spodziewałem się o połowę mniej ludzi. Większość z nich wydawała się być nie tyle fanami wrestlingu, co po prostu mieszkańcami Rzeszowa, którzy podczas pierwszych kilku walk nie bardzo wiedzieli, co oglądają i jak powinni reagować. Jednak z upływem czasu i prawdopodobnie z pomocą zagorzałych wielbicieli wrestlingu, którzy też byli na widowni, zaczęli oni chwytać, o co chodzi, i śledzić wydarzenia z coraz większym zaangażowaniem. Na koniec walki wieczoru wszyscy zgotowali nowemu mistrzowi owację na stojąco.

Jeśli natomiast chodzi o moją walkę z Pięknym Kawalerem, nie było dobrze. Założyłem mu Donacondę i niemal oderwałem mu ramię od torsu, więc zaczął się poddawać. Jego pomagierzy – Kamil Leśny i Luxus – próbowali uratować mu tyłek, ale też przekonali się o potędze Donacondy. Gdy już szykowałem się do akcji kończącej, ten frajer – Pan Pawłowski – zdecydował się znów pokazać swoje parszywe oblicze, mimo że nieco wcześniej go zwolniłem i kazałem usunąć z budynku.

Mówiąc krótko, Piękny Kawaler nie pokonał mnie o własnych siłach. Potrzeba było pięciu ludzi i ciosu poniżej pasa, aby rozłożyć mnie na łopatki. Wyzwanie Dona Roida (Don Roid Challenge) pozostaje bez zwycięzcy. Piękny Kawaler NIE jest przywódcą nowej generacji zawodników DDW, NIE jest przyszłością DDW i z całą pewnością NIE wygrał Wyzwania Dona Roida.

 

[photo - Stanisław Pałys]

 

[photo - Stanisław Pałys]

 

Chcę więcej

 

W planach mam teraz wyjazd do Budapesztu na walkę w federacji HCW. W najbliższą sobotę wezmę udział w 30-osobowej walce Royal Rumble podczas 4. edycji dorocznej gali Utolsó Emberig 2014. Czas znowu wyruszyć w drogę!

 

 

- Daniel Austin (Don Roid)

daniel.austin@spiintl.com

www.facebook.com/realdonroid

www.twitter.com/donroidDDW

www.fightbox.com/en/blog

 

 

 

[photo - Stanisław Pałys]

 

 

 

 

 

 

 

  • Dodaj na:
    Facebook Google Bookmarks